Cofnijmy się o parę lat wstecz. Przed oczami chorego przesuwały się obrazy. 
Widział siebie w garnizonie w Bielsku-Białej, skaczącego przez wóz konny. 
Dobrze ułożona klacz "Kachodka"potrafiła przeskoczyć przeszkodę terenową z umocowaną stacjonatą. 
"Urok","Diadem"," Koryfeusz"i " Lump"triumfowały w " parceursach" w Warszawie, Bielsku- Białej, Lwowie i Piotrkowie Trybunalskim. 
Mimo narastającego bólu głowy, przypomniał sobie, jak powołano go do reprezentacji Polski, a następnie swój udział w zawodach konnych o Puchar Narodów w Nicei. 
Ekipa polskich jeźdźców wystąpiła w pełnej gali. Czapki z metalowym okuciem daszka, kurtki mundurowe z sześcioma srebrnymi guzikami były przepasane koalicyjką. Polacy mieli bryczesy i wysokie buty z ostrogami. 
Rękawiczki obowiązkowo. 
Ordery również. 
Wówczas był rotmistrzem i w Nicei skakał na "Lumpie". 
Ból znowu uderzył falą. Czuł zawroty głowy i miał gorączkę. 
Londyn i Aldershot. 
W konkursie o Puchar Narodów jako jedyny jeździec przejechał na swym koniu "Generale" cały "parcours". Wściekły na Anglików zjechał z ceremonii dekoracji. Nagrody specjalnej nie dostał. 
W oczach miał pasję i żądzę krwi. Szczytem wszystkiego był kawał, jaki zrobili mu koledzy. Pokojówka przyniosła mu hotelowy wazon w opakowaniu. 
Wówczas wpadł w szał i rozbił wazon w drobny mak. Następnie chciał otworzyć walizkę, w której miał rewolwer. Nie zdążył tego zrobić, bo widząc to, kawalarze uciekli w popłochu. 

Jerzy

22. 11. 2016

Cdn.