Zawiodłem się wczoraj po raz pierwszy,
gdy świt usiłował wznieść powieki.
Wyśniłem, że znajdę swoje ścieżki,
tymczasem zbłądziłem gasząc błękit.
Zawiodłem się dzisiaj po raz drugi,
gdy słońce w zenicie grzało skronie.
Śniliśmy w objęciach srebrnej luny,
a teraz z zawiścią depczesz po mnie.
Zawiodę się jutro znów na pewno,
bo liście nie zawsze są zielone.
Choć w blasku miłości wszystkie bledną,
jesiennie zakwitną, a ja spłonę.
Sławomir, 12.01.2016 r.
Zdjęcie z Google